Mężczyźni nie chcą się żenić!



Doszliśmy do takiego momentu w naszej historii, w którym mamy ogromny kryzys małżeństwa. Mężczyźni coraz częściej dostrzegają brak korzyści, które wynikają z małżeństwa. Jest to poniekąd skutek emancypacji kobiet i zniszczenie tradycyjnych ról społecznych. Jednak to tylko wierzchołek góry lodowej. 

Kryzys małżeństwa trwa już od wielu lat, jednak w ostatnich czasach zdecydowanie narósł. Mężczyźni uświadomili sobie, że owa instytucja nie daje im żadnych korzyści. W dawnych czasach kobieta wnosiła posag, była gwarantem utrzymania rodu, w późniejszych czasach zaś zajmowała się domem i dziećmi. Obecnie małżeństwo nie spełnia żadnych konkretnych zadań, tak jak w dawniejszych czasach, dlatego mężczyźni nie czują potrzeby ożenku.

Na problem zwrócili uwagę psychologowie. Psycholog Zofia Milska-Wrzosińska, która pisze m.in. dla Wysokich Obcasów i Gazety Wyborczej (ergo, jest raczej feministką, co zresztą można wyczuć w jej tekstach), zwraca uwagę na to, że kobiety mężczyznom stawiają dużo wymagań, lecz same nie wymagają od siebie.

"My, współczesne kobiety, chcemy mieć wszystko natychmiast, bez wysiłku i poświęceń. Zastawiamy więc na naszych mężczyzn liczne pułapki, tyle że w ostatecznym rozrachunku same w nie wpadamy.
Politykę finansową ustalamy w duchu zasady „Co moje, to moje, a co twoje, to jeszcze zobaczymy”. Żądamy szacunku dla naszej pracy zawodowej („Zrób dzieciom kolację, bo ja mam raport do zrobienia na jutro.”), ale jej finansowe owoce traktujemy jako własny prywatny dochód, który zagospodarowujemy zgodnie z naszymi potrzebami, podczas gdy zarobki męża mają być pod naszą kontrolą.
W zakresie prokreacji wyznajemy bezkompromisową formułę „Mój brzuch należy do mnie”. Chcemy rozstrzygać o zajściu w ciążę, a nawet jej utrzymaniu lub nie, ale mężczyźnie nie dajemy prawa do decyzji o poczęciu („No tak, to fakt, mówiłam, że biorę pigułki, bo od dwóch lat biorę... Ale zapomniałam, że akurat zrobiłam przerwę, bo mi lekarz zalecił. No i stało się. Co, nie jesteś zadowolony? Jak nie chcesz, to sobie poradzę, sama urodzę i wychowam.”), ani o tym, czy dziecko ma się urodzić („Jak będę chciała, to usunę, a tobie nic do tego.”).(...) Oczekujemy, że – zgodnie z zaleceniami tygodników kobiecych – nasz partner zapewni nam po kilka orgazmów na życzenie, znajdzie punkt G i wszystkie inne punkty, rozbudzi w nas nieznane nam dotąd pokłady seksualności, a przy tym będzie jak po Viagrze (chociaż poczułybyśmy się zdradzone i oszukane, gdyby rzeczywiście ją zażywał), ale nie zamierzamy w najmniejszym stopniu zachowywać się uwodząco, bo przecież erotyczna prowokacja poniża kobietę i czyni z niej podległą samicę. Bez fałszywego wstydu pokazujemy partnerowi nasze fizyczne defekty, bo jeśli kocha, to musi akceptować nas w pełni. Uważamy, że mężczyzna powinien uczestniczyć we wszystkich obowiązkach domowych, również – a może zwłaszcza – takich, których nie lubi: zmywaniu, praniu czy zmianie pieluch, a same bardzo się obruszamy, gdy wyraża zdziwienie, że nie pojechałyśmy do wulkanizatora z przebitą przez nas oponą. („Ja miałam to zrobić? Chyba sobie żartujesz?! Przecież nie dałabym rady, zresztą nawet nie wiem, gdzie jest ten warsztat.”)." 

Jestem w szoku, że na te podwójne standardy zwróciła uwagę psycholog, która bądź co bądź jest feministką, a przynajmniej związana jest z liberalnymi mediami. Problem tylko w tym, że kobiety, które w wielu przypadkach, podobnie zresztą jak mężczyźni, mają wyprany mózg przez obecny system, nie zwracają uwagi na te kwestie. Przez to kryzys się pogłębia, a mężczyźni coraz częściej odrzucają małżeństwo. Bowiem to kobieta bardziej korzysta na małżeństwie.

Dlaczego? Po pierwsze zawsze kobiety wybierają mężczyznę, który więcej zarabia, a skoro zarabia więcej, to także więcej posiada. Biorąc ślub w większości przypadków podnosi ona swój status materialny. Po ewentualnym rozwodzie to ona będzie zdecydowanym zwycięzcom, która zgarnie dzieci, majątek, a faceta puści w skarpetkach. Jest to niestety szara, smutna rzeczywistość mężczyzn na całym zachodnim świecie. Po drugie kobiecy zegar biologiczny jest krótki. Kobieta może posiadać dzieci wyłącznie między 16 a mniej więcej 45-50 rokiem życia. Mężczyzna zaś spokojnie może spłodzić dziecko grubo po 50-tce. Z upływem czasu to akcje kobiety spadają na seksualnym rynku, zaś mężczyzny pozostają na tym samym poziomie, a wraz ze wzrostem jego statusu finansowego rosną. Dlatego to kobietom bardziej powinno zależeć na małżeństwie.

Tymczasem mężczyźni nie odnoszą żadnych korzyści. I zaczynają to dostrzegać. Pierwsi "nie" małżeństwom powiedzieli Japończycy. Małżeństwa z żywymi kobietami zastępują obcowaniem z seks-robotami lub lalkami. Presja na małżeństwo w kraju kwitnącej wiśni jest jeszcze większa niż w krajach zachodnich. Jednak im większa presja, tym mężczyźni bardziej nie chcą się wiązać. Całą swoją energię kierują w stronę innych zainteresowań, nie zaś w stronę związków czy małżeństwa. Tak narodziła się idea "Sōshoku danshi". "Sōshoku danshi" to grupa mężczyzn, która totalnie odrzuca wspólną egzystencję z kobietami, nie tylko w małżeństwie, ale zwykłym związku. Swoją energię wolą kierować w stronę rozwijania własnych zainteresowań, własnych przyjemności niekoniecznie związanych z obcowaniem płciowym. W 2010 roku 61 % mężczyzn w wieku 20-29 lat określa się jako "Sōshoku danshi". To już jest naprawdę poważna liczba.

Mężczyźni, nie tylko w Japonii, ale także na zachodzie, odrzucają małżeństwo nie tylko z przyziemnych powodów jak "boląca głowa" czy podejście do obowiązków domowych przez kobiety (a raczej jego brak). Problemem jest też rozwód. A raczej to, że rozwód jest traktowany przez kobiety jako narzędzie zemsty na byłym partnerze. I to sądy sprzyjają kobietom. Nic dziwnego, skoro zdecydowana większość sędziów sądów rodzinnych stanowią kobiety (gdzie te parytety, feministki?) I przez tę "solidarność jajników" mężczyźni w majestacie prawa tracą cały dorobek swojego życia, ale także możliwość widywania się z dziećmi. W najlepszym przypadku mogą liczyć na ugodę i podział majątku na pół (mimo, że w większości przypadków wnieśli do małżeństwa znacznie więcej niż połowę). Teraz już myślę, że jest oczywiste, dlaczego mężczyźni nie kwapią się do małżeństwa. Wizja bycia oskubanym z owoców swojej pracy nie brzmi zbyt "sexy".

Czy polecam wzięcie małżeństwa? Zaskoczę was- tak! Ale tylko i wyłącznie z kobietą, co do której jesteście ABSOLUTNIE pewien. Pewien tzn. spędziłeś z nią na tyle dużo czasu, że znasz jej wady i zalety, dobre i złe strony oraz jesteś absolutnie przekonany, że kocha cię na dobre i złe (zwłaszcza w przypadku złego). Ale nawet wtedy nie można być pewnym w 100 %. I z tą myślą was zostawiam.

Sōshoku danshi
Artykuł autorstwa Zofii Milskiej-Wrzosińskiej

Komentarze

  1. Kto to pisał? Masa błędów, proszę się bardziej przyłożyć do tego, bo sens zrozumiały, tylko marnie to wygląda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam. Jeśli chodzi o błędy językowe, to dziękuje za uwagę i postaram się je poprawić.

      Autor

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty