Mit nierównych płac, czyli jak feministki kreują rzeczywistość


Nieraz słyszeliście zapewne o tym, jak to "Nadal w nowoczesnym świecie kobiety zarabiają mniej od mężczyzn średnio za tę samą pracę". Skoro wszyscy w mediach mówią o tym, że istnieją nierówności w wynagrodzeniach, to większość ludzi zaczyna brać te słowa za pewnik, bez żadnego zastanowienia. Ale gdyby spytać wasze koleżanki z pracy na tym samym stanowisku, czy zarabiają mniej od was, okazałoby się, że prawie każda dostaje mniej więcej tyle samo co wy. Skąd się zatem wziął ten mit i czy rzeczywiście nierówne płace wynikają z rzekomej dyskryminacji kobiet?

Jest to w ogóle przy okazji koronny argument feminizmu. Wszystko z tego względu, że gdyby się okazało, że nierówne płace nie istnieją, to feministki praktycznie nie miałyby o co walczyć w zachodnim świecie, bo wszystko inne już zostało zrobione. A tak wyprodukowały sobie chochoła o nazwie "nierówne płace" i chodzą i straszą nim w mediach. Tymczasem spójrzmy, jak wyglądają fakty.

Zacznijmy od tego, że feministki posługują się zwyczajnym w świecie kłamstwem. Używają sloganu "Nadal kobiety zarabiają mniej pracując NA TYM SAMYM STANOWISKU". Jest to oczywiście kłamstwo, ponieważ do udowodnienia swojej tezy używają ŚREDNIEJ zarobków wszystkich kobiet. Nie biorą pod uwagę średnią zarobków kelnerów i kelnerek lub robotników i robotnic. Biorą pod uwagę WSZYSTKIE zarobki mężczyzn i WSZYSTKIE zarobki kobiet, dzielą przez liczbę mężczyzn i kobiet i VOILA! Wychodzi im, że są nierówności.

Jest to niesamowite, że przez lata nikt nie wyśmiał tego wprost. Wręcz przeciwnie- naprawdę uważa się to zagadnienie za niezwykle istotne i warte debaty. Tymczasem, gdy w badaniach statystycznych na temat IQ wychodzi, że średnio kobiece IQ jest niższe od męskiego, to uważa się to za dyskryminacje. Nikt nie bierze pod uwagę faktu, że istnieją bardzo inteligentne kobiety i bardzo nieinteligentni mężczyźni. Trochę jak w starym, pamiętającym minioną epokę sloganie- jeśli fakty się nie zgadzają, tym gorzej dla faktów. 

Ja jestem jednak zdania, że są trzy stopnie kłamstwa- kłamstwo, wielkie kłamstwo i statystyka. Jest ona ciekawa, ale niewiele z niej wynika. Na pewno nie to, że kobiety są dyskryminowane. Zresztą to udowodnili mądrzejsi ode mnie.

Christina Hoff Sommers, która wykłada w znanym, konserwatywnym think-tanku American Enterprise Institute, w tym krótkim filmiku wyjaśnia w prosty sposób skąd bierze się słynna różnica 23 % między płacą przeciętnego mężczyzny i przeciętnej kobiety.
 
Podsumowując w punktach, kobiety zarabiają ŚREDNIO mniej, ponieważ: 
- średnio spędzają w pracy mniej godzin, częściej biorą wolne (ze względu m.in. na macierzyństwo), natomiast mężczyźni chętniej biorą nadgodziny w pracy.
- mężczyźni wybierają takie kierunki studiów, po których praca jest lepiej opłacana. Większość kierunków studiów, w których dominują kobiety, dają możliwość zatrudnienia na gorszych warunkach finansowych niż specjalistyczne studia techniczne, na których dominują mężczyźni.

Od siebie jeszcze dodam, że: 
- mężczyźni stanowią zdecydowaną większość na stanowiskach najlepiej opłacanych, wg. wyliczeń Międzynarodowej Organizacji Pracy mężczyźni stanowili w 2010 roku 70 % wszystkich przedsiębiorców, 81 % rad nadzorczych i 95 % szefów największych światowych korporacji.
- kobiety mają przeciętnie mniejszą skłonność do ryzyka, więc nie mają odwagi powalczyć o podwyżkę.

Dodam jeszcze, że to raczej żona namawia męża do powalczenia o podwyżkę niż mąż żonę. Jest to przyzwyczajenie z czasów tradycyjnego modelu rodziny, gdzie to ojciec i mąż był głównym żywicielem rodziny, kobieta zaś zajmowała się domem. I wiele osób nadal akceptuje podświadomie te społeczne role. Dlatego prędzej to kobieta namówi męża by zawalczył o podwyżkę, niż sama będzie skłonna zawalczyć o wyższe wynagrodzenie. Jeszcze jest też kwestia innego stereotypu płciowego- że mężczyzna żeby był męski, musi zarabiać więcej od kobiety. Często mężczyźni spotykają się potem z problemem, że przestali być atrakcyjni dla partnerek, gdy one zaczęły zarabiać więcej od nich lub gdy stracili pracę.

Przy okazji robienia "researchu" spotkałem się z bardzo interesującym tekstem, który patrzy na kwestie nierówności płac z kapitalistycznego punktu widzenia. W jednym zdaniu zawierając tezę artykułu, można zapytać "Skoro kobiety zarabiają mniej za dokładnie tę samą pracę co mężczyźni, to dlaczego żądni zysku kapitaliści nie zatrudnią samych kobiet?". Link do artykułu TUTAJ

W istocie warto zadać sobie pytanie- skoro kapitalizm jest nastawiony na maksymalizacje zysków, to czy istnieje sens zatrudniania mężczyzn, których praca byłaby warta tyle samo co kobiety, lecz dostawaliby za nią więcej? Brzmi to nie tylko nielogicznie, ale zupełnie absurdalnie, że ktoś miałby w imię celowej dyskryminacji połowy społeczeństwa wyrzekać się własnych zysków.

Skąd się wziął ten chochoł? Jest on moim zdaniem pochodną źródła problemu współczesnego feminizmu- marksizmu. Marksizm zakłada walkę klasy posiadającej z klasą wyzyskiwaną. Podobnie jest z kwestią feminizmu- nie ma wyraźnego podziału na wyzyskiwane przez patriarchat kobiety i opresyjnych mężczyzn, którzy ułożyli sobie świat w taki sposób, by żyć z ich niewolniczej pracy. To jest właśnie rzeczywistość, którą próbują kreować feministki. W bardzo sprytny sposób, poprzez debatę naukową, inwazję medialną oraz wchłonięcie w środowiska opiniotwórczych "elit", zdołały w atrakcyjny sposób przemycić swoją ideologię nienawiści tak, że nikt nawet nie zwrócił uwagi na podstawy założenia tej ideologii.

Na koniec macie zadanie domowe- zapytajcie się swoje koleżanki czy zarabiają mniej od was. Podejrzewam, że bardzo mało będzie przypadków, w których okaże się, że jednak zarabiają mniej.

Komentarze

  1. By ocenić równość czy nierówność płac mężczyzn i kobiet muszę najpierw przyznać się do bycia transseksualistką -- tzn. przez 57 lat od urodzenia byłam mężczyzną, teraz jestem (dalej nieformalnie, bez zmiany danych osobowych) kobietą.
    Odnalezione po latach bezrobocia, zatrudnienie to : mechanik samochodowy, kierowca-operator lawety pomocy drogowej. Prawda jak bardzo "męski" zawód ? :) A do tego wszystkiego uczyłam prawideł holowania nowych pracowników i ze względu na umiejętności mechanika byłam szefem warsztatu. Jako mężczyzna zarabiałam, nazwijmy - X zł.
    W momencie gdy wizualnie zmieniłam się, więcej, formalnie zgłosiłam o tzw. "zmianie płci", spodziewałam się (szef wybitny męski szowinista, anty - kobiecy, anty - LGBT) zwolnienia z pracy lub w najlepszym razie degradacji. Tymczasem nic takiego się nie stało. Ze względu na moje umiejętności utrzymałam się w pracy zachowując zarobki w wysokości owych X zł, a w pół roku później otrzymałam formalnie zatrudnienie na etacie kierownik (a raczej kierowniczka) warsztatu wraz ze stosowną podwyżką.
    I tak wygląda mit dysproporcji płac w zależności od płci przy szefie - właścicielu firmy będącym patriarchalnym, męskim szowinistą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznaję, że przykład osobliwy, ale z pewnością dobrze pokazuje że nierówności płacowe to mit. Kompetencje i determinacja- to są najważniejsze cechy przy ustalaniu wynagrodzeń. Płeć nigdy nie stanowi czynnika decydującego. Szkoda tylko, że politycy dali łatwo się wmanewrować w ten temat, przejmują narzucony przez feministki dyskurs.

      Pozdrawiam

      Autor

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty