Fałszywe oskarżenia o przestępstwa seksualne szkodzą prawdziwym ofiarom

Obrzydliwy wpis Janusza Korwin-Mikkego na temat gwałconej wielokrotnie przez księdza 13-latki daje do myślenia. Do myślenia na temat tego, jak akcje typu #metoo wpłynęły na świadomość opinii publicznej na temat przestępstw seksualnych. Fałszywe oskarżenia o gwałt czy molestowanie sprawiły, że ludzie przestali współczuć ofiarom i zaczęli ich wyznania traktować z rezerwą. 

Oczywiście fałszywe oskarżenia kobiet o gwałt czy molestowanie zdarzały się od zawsze. Najstarsze statystyki policyjne pochodzą z lat 70-tych XX wieku. Co zabawne - do dziś feministki opierają na nich swoje stanowisko, że fałszywe oskarżenia o gwałt są zjawiskiem marginalnym. Nie biorą pod uwagę faktu, że świat poszedł do przodu i wraz z coraz większym rozluźnieniem stosunków międzyludzkich i większą świadomością kobiet, nie jesteśmy w stanie uniknąć takiej formy zemsty na partnerze seksualnym. Dane FBI z 1996 roku mówią o 8 % fałszywych oskarżeń (podkreślają przy okazji, że ta liczba jest wyższa o 6 % w porównaniu do innych przestępstw). W Finlandii z kolei policja mówi o 20 %. Zależnie od różnych czynników ta liczba waha się między 5 a 25 %.

Mimo poważnych statystyk, medialnych doniesień na temat fałszywie oskarżających o gwałt kobiet, o problemie taksówkarzy i kierowców Ubera w Izraelu, pewne środowiska totalnie zdają się być ślepe na dramat mężczyzn, jaki się odbywa. Mimo, że waga tych przestępstw, przez manipulacje prawne i świadomość manipulacji faktami dokonywanymi przez kobiety, stale się zmniejsza, wciąż uchodzą one za te najmniej społecznie akceptowalne. Nie tylko rodzina, znajomi, środowisko pracy, ale też inni współwięźniowie gardzą takim człowiekiem, o czym przekonał się m.in. Tomasz Komenda, więziony przez fałszywe oskarżenie o gwałt i zabójstwo 18 lat.
Steven Galloway, amerykański pisarz i tutor na Uniwersytecie Kolumbii Brytyjskiej, wdał się w romans ze studentką. Ta, po zakończeniu relacji, oskarżyła go o molestowanie, gwałty, próby gwałtów. Uczelnia zbadała sprawę w trybie tajnym, lecz media podchwycił sprawę i napisały, że Galloway jest oskarżany o gwałt i molestowanie. Dzięki szeregowi dowodów, które miał pisarz m.in. wiadomości tekstowe, sąd ostatecznie przychylił się do stanowiska nauczyciela akademickiego. Jednak jego romans ze studentką był bezsprzeczny i z tego powodu został on zwolniony z uczelni. Uniwersytet podał jednak tylko lakoniczny komunikat, że z powodu "uchybień" zawiesza on współpracę z Galloway'em, sugerując, że jednak gwałt i molestowanie są powodem zwolnienia.

W ten sposób przylgnęła do niego łatka gwałciciela i zboczeńca, choć nigdy nie dopuścił się on żadnych przestępstw seksualnych. Jego opinia została podkopana, wydawnictwa i uczelnie nie chciały z nim współpracować. Galloway skarżył się, że w tym czasie miewał c
iągłe myśli samobójcze z powodu widma bankructwa, narzekał na brak możliwości rozwoju kariery literackiej, a na dodatek przylgnęła do niego opinia seksualnego drapieżcy i gwałciciela. 

„Prawdę mówiąc, wciąż powracają myśli samobójcze. Po prostu nie widzę dla siebie przyszłości. Próbuję. Walczę z tym. Ale to jest trudne” – mówi. Medialny lincz, którego stał się ofiarą, określa jako „stan totalitarny, w którym wskazanie palcem automatycznie oznacza winę”.

„To po prostu absurd, ale nawet dziś są ludzie, którzy mają odwagę powiedzieć, że mi się udało. Uszło mi to na sucho”
– wyznaje.

W jego obronie stanęło kilka znanych w Kanadzie osób, ale najwięcej szumu spowodowało poparcie Margaret Atwood - feministki, autorki książki "Opowieści podręcznej", na podstawie której HBO nakręciło serial. Feministki wpadły w szał, gdy dowiedziały się, że ich guru poparła "przemocowca".

Finał tej historii jest jednak pozytywny - Galloway wygrał proces z uczelnią, która ma zapłacić byłemu już nauczycielowi akademickiemu odszkodowanie w wysokości 167 tysięcy dolarów.

Coraz częściej nawet same feministki stają w obronie prawa do domniemania niewinności sprawców, wprawiając w złość pozostałe. Monika Płatek, znana feministka i prawnik, również skrytykowała polowanie na czarownice urządzone przez Codziennik Feministyczny Jakubowi Dymkowi i Michałowi Wybieralskiemu. Tym razem, w przypadku Galloway'a, w obronie kolegi po fachu stanęła Atwood.

Jak widać feministkom (opisywanych przez Atwood jako "good feminists" w przeciwieństwie do niej, która jest przez nie nazywana "bad feminist") nie zależy na prawdzie, na walce z molestowaniem czy gwałtami. Im zależy, żeby dowalić mężczyznom, niezależnie czy są winni czy nie są winni. Przypomina to działania rodem ze Związku Radzieckiego lub książek Orwella.

I teraz mamy tutaj tego wspomnianego Korwina, który strzelił niczym kulą w płot tym tekstem. Obrzydliwy komentarz na temat tej biednej dziewczyny jest jednak pokłosiem deprecjonowania znaczenia molestowania i gwałtu. Prawdziwe ofiary cierpią przez kobiety, które oskarżają fałszywie mężczyzn dla zabawy lub z zemsty. Cierpią, bo współczucie dla nich jest coraz mniejsze, a ludzie z coraz większą rezerwą traktują wyznania tych kobiet. Wszystko dzięki #metoo, fałszywym oskarżeniom i "polowaniu na czarownice", które względem mężczyzn urządzają feministki. Można powiedzieć, ironicznie -
Brawo feministki! Dzięki wam kobiety teraz przestały być tylko ofiarami gwałtu. Teraz są ofiarami gwałtu, którym nikt nie współczuje! Oby tak dalej!

Sprawa Galloway'a

Komentarze

Popularne posty