Czy "Zabić Drozda" jest książką promującą "kulturę gwałtu"?

Ten prowokacyjny tytuł jest wstępem do krytyki wszelkiego rodzaju akcji typu #BeliveAllWomen i wzywaniem do linczu na wszystkich oskarżonych o gwałt, bez udowodnienia im winy. Książka i film "Zabić Drozda" stoi w idealnej kontrze do tego typu myślenia, które cofa nas do mrocznych czasów segregacji rasowej i rasizmu w USA na początku XX wieku. 

Książka amerykańskiej pisarki Harper Lee oraz film o tym samym tytule z 1962 roku skupia się przede wszystkim na problemie rasizmu w USA. Opowiedziana z perspektywy dziecka opowieść przede wszystkim walczy ze stereotypami i uprzedzeniami i podkreśla, że nie ważne jaki ktoś jest z pozoru, ważne czy ma dobre serce.

Uwaga! W tym momencie ostrzegam przed spoilerami. Jeśli nie czytałeś książki lub nie widziałeś filmu i nie chcesz poznać fabuły, to nie czytaj dalej!

Film przede wszystkim skupia się na procesie Tomiego Robinsona (zabawne, że nazywa się tak samo, jak skazany za korzystanie z wolności słowa antyislamski youtuber Tommy Robinson), czarnoskórego mieszkańca miejscowości, którego bronić ma lokalny prawnik Atticus Finch (w filmie gra go Gregory Peck). Robinson oskarżony jest o gwałt na białej kobiecie, Mayelli Ewell. Finch jednak ma wątpliwości co do winy bohatera, ze względu na brak dowodów i niespójne zeznania owej kobiety i jej ojca. W ciągu procesu okazuje się, że nie dokonano żadnej obdukcji lekarskiej, dziewczyna miała zostać pobita lewą ręką (tymczasem czarnoskóry mężczyzna ma niedowład lewej ręki), potem zmienia wiele razy swoje zeznania, a gdy Finch podczas procesu przyciska ją, ta zaczyna wrzeszczeć i płakać, że "co z was za mężczyźni, skoro nie jesteście w stanie stanąć w mojej obronie???". Dla większości ludzi jasne jest, że dziewczyna kłamie. A mimo to ława przysięgłych uznaje winę oskarżonego. Miało dojść do apelacji, do której jednak Robinson nie dotrwał - został zamordowany przez strażników za rzekomą próbę ucieczki. 

Film ten powinien wpisywać się idealnie w lewicową narrację ze względu na swój antyrasistowski wydźwięk. Tymczasem jest zupełnie odwrotnie - film ten obnaża cały ruch #metoo i hasła dotyczące zaufaniu każdej kobiecie, która mówi, że została zgwałcona. Powód, dla których kobieta może kłamać w sądzie jest wiele - w przypadku Mayelli była to chęć ukrycia romansu z przedstawicielem innej rasy, który był wówczas totalnie nie do przyjęcia przez lokalną społeczność. Ślepa wiara każdej kobiecie w przypadku gwałtu jest więc kompletnie irracjonalna. Od tego jest sąd i proces karny, żeby winę lub niewinność oskarżonego udowodnić. 

Odrzucenie zasady domniemania niewinności i skazywanie mężczyzn w oparciu o fałszywe i niepełne dowodu wpisuje się najgorsze tradycje rasistowskie USA. Na początku XX wieku powstał film "Narodziny Narodu", który powielał mity na temat czarnoskórych w USA, jako osoby dzikie, niecywilizowane i które pałają niewyobrażalną chucią do białych kobiet. Wkrótce potem nastroje antymurzyńskie narosły, a czarnoskórzy byli oskarżani przez białe kobiety o gwałty, których nie dokonywali. Najbardziej znana w historii jest sprawa "Scottsboro Boys", grupy dziewięciu nastolatków oskarżonych o gwałt na dwóch, białych kobietach w pociągu.

Było to 25 marca 1931. Dziewięciu chłopców o czarnych kolorze skóry podróżowało pociągiem na gapę. Inna grupa, białych chłopców, również jadących na gapę, zaczepiła ich i wywiązała się bójka. Czarnoskórzy chłopcy wyrzucili białych z pociągu. Tamci zdecydowali się, że pójdą na najbliższą stację i poskarżą się, że zostali napadnięci przez "bandę czarnuchów". Zmobilizowano siły i zaczęto robić nalot na pociągi. Pociąg zatrzymał się w miasteczku Scottsboro. Gdy złapano ich, dwie dziewczyny w wieku 17 i 21 lat, które również podróżowały tym pociągiem (notabene również na gapę), nagle stwierdziły, że ta grupa czarnoskórych chłopców zgwałciła je.

Gdy lokalni mieszkańcy dowiedzieli się o sprawie, od razu uwierzyli tym dwóm kobietom. Chcieli od razu zlinczować chłopaków. Sytuacja była tak napięta, że lokalny szeryf hrabstwa musiał wzywać na pomoc Gwardię Narodową. Na szybko starano się zorganizować proces. Podobnie jak w przypadku Robinsona z "Zabić Drozda" prokuratura bez zapoznania się z materiałem dowodowym żądała od sądu kary śmierci dla chłopców. Jedynymi, którzy stanęli w ich obronie byli... członkowie Partii Komunistycznej. Twierdzili, że oskarżenie jest z gruntu fałszywe, zaś dwie kobiety miały być zwykłymi prostytutkami (dzisiaj prawdopodobnie środowiska lewicowe wpadłyby w histerię po przeczytaniu tego typu sformułowań, iż jest to "victim blaming" i "slutshaming").

Wedle innych doniesień w istocie obie kobiety pochodziły raczej z klasy niższej, żeby nie powiedzieć z patologii społecznej. Starsza, Victoria Price, która miała namówić młodszą Ruby Bates do składania fałszywych oskarżeń, cieszyła się opinią cichodajki. Jej matka również miała trudnić się nierządem. Sama Victoria miała nie znać swojego ojca. Z kolei Bates miała w młodości zadawać się z czarnoskórymi, co w ówczesnych USA było czymś nie do przyjęcia.

Chłopcom przydzielono dwóch prawników - jeden z nich był alkoholikiem (miał przyjść pijany na rozprawę), drugi to 70-letni dziadek z przeszłością prawniczą. Mimo braku obciążających dowodów (niespójne zeznania, wykluczenie przez biegłych użycia przemocy podczas gwałtu), 8 chłopców skazano na karę śmierci. Wyroku uniknął jedynie jeden z nich, ze względu na swój wiek (miał 12 lat).

Sąd apelacyjny potwierdził karę, dopiero Sąd Najwyższy orzekł, że proces miał mnóstwo uchybień i należy go powtórzyć. Przyznał czarnoskórym nowych adwokatów. Proces odbył się między styczniem a lipcem 1937 roku. Dzięki temu część chłopców została uniewinniona. Jednak reszta dostała wieloletnie wyroki więzienia (mimo że Ruby Bates przyznała się do składania fałszywych oskarżeń). Jeden z chłopców podczas przewożenia został zastrzelony przy rzekomej próbie ucieczki. Reszta albo zginęła, albo została zwolniona warunkowo w latach 40-tych.

Mimo, że sprawa chłopców z Scottsboro jest symbolem rasizmu w USA, to niczego nie nauczyła feministek. Twierdzą, że fałszywe oskarżenia o gwałt to w najlepszym razie nieznacznym procentem wszystkich oskarżeń (nie ma na to dobrych dowodów, ale liczba ta waha się średnio od 10 do 40 %, te 2 % to jest kłamstwo często powtarzane przez feministki), a w najgorszym, że skazani fałszywie sami zasługują na karę, bo nawet jak nie zgwałcili, to uprawiali seks, a seks jest czymś, co niczym nie różni się od gwałtu (Catharine Alice MacKinnon). Najbardziej jednak kuriozalna z tego wszystkiego jest wiara, że wszystkie kobiety mówiąc o przestępstwach seksualnych mówią prawdę.

Zobaczcie na materiał wideo poniżej. To protest przeciwko nominacji Kavanaugha, ponieważ 36 lat temu miał rzekomo molestować, a nawet próbować zgwałcić Christine Ford. Podobnie jak w przypadku rasistów z południa, którzy doprowadzili do skazania Scottsboro Boys, tutaj też nie liczą się fakty i wiarygodność rzekomej ofiary. Mówiła, że miał ją dotykać na jakiejś imprezie dawno temu, potem nie wiedziała na której, a gdy w końcu się zdecydowała, to okazało się, że Kavanaugha tam nie było! Wszystko to wykazało śledztwo FBI.

Podobnie jak w rasistowskiej nagonce, tak i tutaj fakty nie mają znaczenia. Liczy się to, że Kavanaugh jest białym mężczyzną z partii Republikańskiej.



A najbardziej kuriozalne jest to, że dr Ford wspierają czarnoskórzy. Co jak co, ale oni powinni wiedzieć, jak bardzo okrutne potrafią być fałszywe oskarżenia o gwałt. Ich dziadkowie powinni im przypomnieć, jak to było w "złotych czasach", gdy biali na południu wzięli sobie akcje #BelieveAllWomen mocno do serca i nie wahali się wyłącznie na podstawie pomówień linczować czarnoskórych oskarżonych o gwałty.

My nie mamy takich tradycji jak USA, jeśli chodzi o rasizm i fałszywe oskarżenia, co nie znaczy, że nie brak u nas idiotów. Tak pisze w Codzienniku Feministycznym prawnik (!!!) Piotr Barczak.

"Jak będziemy z automatu podważać świadectwa kobiet, albo kazać innym milczeć przez lata z uwagi na toczące się (albo dopiero zapowiadane) procesy o zniesławienie lub naruszenie dóbr osobistych, to kobiety będą się bały mówić. Świat nie będzie od tego bezpieczniejszy. Milczenie oznacza tolerowanie zachowań opisanych w artykule przez kolejne lata. I krzywdę kolejnych kobiet."

Czy USA w latach 30-tych był bezpieczniejsze dla kobiet, bo skazano fałszywie kilku Murzynów? Nie wydaje mi się. A na pewno stała się wielka krzywda. Spraw takich jak w "Zabić Drozda" czy chłopców ze Scottsboro było wiele. Czy naprawdę chcemy wrócić do tych czasów, jedynie uwzględniając wszystkich mężczyzn, a nie tylko czarnych? 

Komentarze

Popularne posty