"Polityka afirmacyjna", czyli jak feministki i liberałowie usprawiedliwiają dyskryminację mężczyzn

 Obrzydliwe praktyki dyskryminacyjne często podszyte są tłumaczeniami w stylu "prowadzimy politykę afirmacyjną" lub "jest dyskryminacja pozytywna mająca na celu wyrównanie poziomów". Jest to nie tylko obrzydliwe, ale i bezczelne. Czy dyskryminacja może być pozytywna? Skąd bierze się chęć stosowania polityki afirmacyjnej u liberałów i feministek? 

Rok 2015. Fundacja Edukacyjna Perspektywy i firma Intel postanowiły ufundować stypendium w wysokości 12 tysięcy rocznie dla absolwentki szkoły średniej na projekt badawczy. Warto podkreślić, że stypendium to miało zostać przyznane jedynie absolwentowi szkoły średniej płci żeńskiej. Na zarzuty o dyskryminację mężczyzn firma napisała:

Zdarza się, oczywiście, że niektórzy nie rozumieją idei tak sformułowanego programu stypendialnego i posądzają nas o dyskryminację. Zazwyczaj są to panowie. Tłumaczymy im cierpliwie, że nasze działania wpisują się nie w pojęcie "dyskryminacji" a "afirmacji" - koniecznej w przypadku dziedzin, w których niedoreprezentowana jest jakaś istotna grupa - i zalecanej zarówno na szczeblu polityki publicznej polskiej, jak i europejskiej

Rok 2017. Przy zasadach rekrutacji na studia informatyczne na UMCS widnieje taki zapis: "W przypadku takiej samej liczby punktów pierwszeństwo będą miały kobiety". Gdy oburzony kandydat na studia pyta o powodu takiego zapisu, władze uczelni piszą w oświadczeniu:

"Przyjęcie kryterium dotyczącego płci wynika z wymogów związanych z koniecznością uwzględnienia Zasady równości szans kobiet i mężczyzn w projektach finansowanych z funduszy europejskich 2014-2020. Nasza Uczelnia w żaden sposób nie prowadzi więc polityki dyskryminacyjnej wobec mężczyzn." 

To tylko dwa spośród wielu przykładów dyskryminacji mężczyzn na polu naukowym. I to w dziedzinach, w których od zawsze mężczyźni stanowili zdecydowaną większość. Nigdy nikt, odkąd kobiety mogą studiować, nie odmawiał im prawa do kształcenia się na uczelniach technicznych. Myślę, że nawet kilku młodych chłopców z Politechniki ucieszyłoby się, gdyby mogli na korytarzu mijać więcej pięknych kobiet. A mimo to "prowadzi się wobec nich politykę afirmacyjną, jak względem Indian w USA i innych grup upośledzonych" (jak powiedziała prof. Senyszyn)


Możemy się śmiać, że robi się z kobiet niepełnosprawnych intelektualnie, ale to, co z jednej strony bawi, z drugiej strony przeraża. W ten oto sposób usprawiedliwia się dyskryminację i zupełnie odwraca się sposób myślenia na jej temat poprzez zastosowanie pojęcia "polityki równości szans". Ma to rzekomo zrekompensować dziejową niesprawiedliwość, jaka spotykała kobiety przez lata. Czy w takim razie, skoro mam niedoreprezentowanie kobiet na Politechnikach, może czas zacząć zabiegać o równość na kierunkach takich jak opieka społeczna (86,5 % kobiet), pedagogika (79,8 %), medycyna (75,6 %) lub weterynaria (71 %)? Tam jakoś feministki nie zabiegają o politykę afirmacyjną wobec mężczyzn. Specjalnie też wybrałem te kierunki, a nie polonistykę czy kulturoznawstwo, bowiem wszystkie cztery kierunki dają szanse na normalny zawód, więc argument o wykluczeniu zawodowym w tym przypadku byłby bezzasadny.

Sprawa jest zupełnie prosta- "polityka afirmacyjna "jest kolejnym narzędziem feministek do niszczenia mężczyzn. Po raz kolejny pokazuje to podejście zachodnich liberałów do dyskryminacji wg. płci- działa ona dla nich tylko w jedną stronę. Oni mają pełną świadomość tego, że dyskryminują, że ich polityka traktuje jedną płeć gorzej od drugiej. To wszystko jest obrośnięte marksistowską ideologią nienawiści klasowej. Wystarczy spojrzeć, jak liberałowie w USA traktują społeczność czarnoskórą i latynoską. Na niektórych college'ach dostają oni dodatkowe punkty za pochodzenie rasowe, zaś ludności pochodzenia azjatyckiego punkty się odejmuje. Wszystko to wychodzi z idei Marksa. Z tej samej przyczyny w Polsce w latach 50-tych dawano punkty za pochodzenie chłopskie lub robotnicze na uniwersytetach. To jest ideologia podszyta nienawiścią do ludzi, którym powodzi się w życiu lepiej (w USA rasizm podszyty jest właśnie ideologią walki klas, bowiem klasą posiadającą od zawsze byli biali Amerykanie, zaś klasą wyzyskiwaną społeczność czarnoskóra). Jest to więc klasyczna walka klas, opisana obszernie w Manifeście Komunistycznym.

Współczesny feminizm również wywodzi się od Marksa, stąd uwielbienie dla tego typu akcji afirmacyjnych (Przy okazji moja dygresja- zrozumienie filozofii Marksa pomoże wam zrozumieć jak myślą i czym kierują się współczesne feministki w stosunku do mężczyzn). Problem w tym, że o ile można się kłócić, czy Murzyni w USA są dyskryminowani ze względu na pochodzenie, gdyż mieli pecha urodzić się w uboższych i bardziej kryminogennych społecznościach, o tyle w przypadku kobiet z pewnością tego powiedzieć nie można. Kobiety nigdy nie miały gorzej ze względu na płeć- od zawsze istniały biedne robotnice i chłopki oraz bogate arystokratki z dobrych domów. W PRL było podobnie- bogate i wytworne damy partyjnych aparatczyków miały lepiej niż biedne robotnice z Nowej Huty lub traktorzystki w PGR-ach. Nie ma więc mowy o kategorii klasowej w kontekście kobiet i mężczyzn. Mimo to feministki na siłę próbują udowodnić, że istnieje jakaś dziejowa niesprawiedliwość, która nie pozwala kobietom kształcić się na uczelniach technicznych. Tymczasem powód niższej liczby kobiet na politechnikach jest banalnie prosty- kobiety nie lubią i nie garną się do nauk ścisłych. Na całym świecie, niezależnie od szerokości geograficznej, kobiet na uczelniach technicznych jest mniej. W wiele uwierzę, ale na pewno nie w fakt, że wszędzie dyskryminowano w ten sam sposób kobiety, bez względu na kulturę i cywilizację.

Zresztą fakt biologicznych predyspozycji kobiet do zawodów związanych z kontaktami interpersonalnymi i ich mniejsze predyspozycje do zawodów wymagających logicznego myślenia i kreatywności, udowodnił norweski komik w swoim dokumencie na temat ideologii Gender, po emisji którego zamknięto katedrę Gender Studies na Uniwersytecie w Oslo. Poniżej ten dokument.


Należy więc walczyć z tym szczególnym rodzajem dyskryminacji, i to jeszcze bardziej niż w przypadku jakiejkolwiek innej. Jeśli pozwolimy na stosowanie "polityki afirmacyjnej" tudzież "dyskryminacji pozytywnej", wówczas może ona zostać rozszerzona na inne sfery życia społecznego i inne grupy społeczne. Jest to bardzo groźny oręż w rękach liberałów i neomarksistów, którzy dzięki temu zawładną umysłami ludzi, co doprowadzi do dalszej eskalacji nienawiści wobec mężczyzn, a także innych grup "posiadających".



Komentarze

Popularne posty