Czy każdy "mizogin" to potencjalny zamachowiec? Parę słów o zamachu w Kanadzie.
Liberalno-lewicowe media zacierają rączki ze szczęścia. Okazało się bowiem, że sprawcą zamachu w Kanadzie nie jest żaden islamski terrorysta, ale heteroseksualny mężczyzna pochodzenia ormiańskiego (więc raczej chrześcijanin), ale co najlepsze człowiek, który nienawidził kobiet. Jest więc to idealny pretekst, by uderzyć w ruch MRA.
Oczywiście skojarzenie ma być proste - każdy mizogin jest potencjalnym terrorystą. A kto to jest mizogin? Ten, który nie lubi feminizmu, przecież to proste! No bo w końcu czyich praw bronią feministki? Kobiet! To takie oczywiste!
No to popatrzmy sobie na nagłówki liberalno-lewicowych dzienników. Zacznijmy od brytyjskiego "Independent":
No to jest fajne. "Jak długo piwniczaki internetu będą ignorowani jako sfrustrowani seksualnie nerdzi, gdy przez Rodgera i Minassiana zginęło 16 ludzi?". Sugestia jest dość ciekawa i jednoznaczna. Każdy sfrustrowany seksualnie mężczyzna to potencjalny terrorysta. Problem w tym, że może zamiast udzielić im wsparcia psychologicznego lub w inny sposób otoczyć opieką, autorka sugeruje, że trzeba ich najlepiej prewencyjnie zamykać. Co więcej, w dalszej części artykułu jest wprost postawiony znak równości między "incels" a MRA.
"(...) according to journalist Arshy Mann, who has been reporting on the “manosphere” corners of the internet, “incels differ in important ways from Men’s Rights Activists. While both movements are misogynistic at their core, MRAs deploy a human rights framework to argue men are oppressed. Incels don’t talk about rights, they just hate”.
Rozumiecie nie? Mówienie o tym, że mężczyźni również są dyskryminowani jest po prostu mizoginią. Macie kobiety kochać, uwielbiać i zgadzać się na każdą dyskryminację was samych w imię waszego uwielbienia dla "lepszej płci".
Teraz nasza rodzima "gazeta.pl":
I znowu "Independent". Cudowna sugestia, że MRA są niebezpieczni (choć przecież piszą, że MRA to nie to samo co "incel".
I owszem, cały artykuł jest poświęcony temu, że MRA są źli i niedobrzy, bo śmią śmieć wytykać, że jest wiele obszarów w których kobiety mają wyraźną przewagę nad mężczyznami, a niektóre rzeczy jak np. różnica płac między płciami jest mitem, który wielokrotnie był obalany przez konserwatywnych ekonomistów. (o czym pisałem tutaj: http://www.meskiglos.pl/2017/12/mit-nierownych-pac-czyli-jak-feministki.html).
Może pomówmy o tym, dlaczego doszło do zamachu i dlaczego tak wiele jest osób sfrustrowanych seksualnie. Zwykle nie wchodzę w tego typu rozważania, bo skupiam się na swoim blogu na dyskryminacji mężczyzn i merytorycznej, mam nadzieję, krytyce feminizmu. Ale żeby uzmysłowić sobie dlaczego tak się dzieje, trzeba odwołać się do biologii. A konkretnie do zjawiska hipergamii. Otóż kobiety naturalnie wybierają partnerów od siebie lepszych. Nie tylko jeśli chodzi o wygląd, ale również o posiadane zasoby, inteligencje, pozycję społeczną. Jest to zupełnie naturalne, tak samo jak to, że mężczyzna posiada naturalna potrzebę przekazywania swojego nasienia jak największej liczbie kobiet. Z tym, że do mniej więcej rewolucji seksualnej pamiętnego roku 1968 naturalne, biologiczne odruchy były tłumione przez normy społeczne. Od jednak jakiegoś czasu, gdy kobiety i mężczyźni posiadają pełną swobodę seksualną, coraz bardziej widoczne są naturalne, ludzkie instynkty. Dodajmy do tego fakt, że zachodni świat od 70 lat nie widział wojny. To oczywiście dobrze, natomiast dzięki temu, że młodzi mężczyźni ginęli na wojnie, liczba kobiet była nawet minimalnie wyższa niż liczba mężczyzn. Obecnie w grupie wiekowej 18-24 mamy 110 mężczyzn na 100 kobiet. Oznacza to, że prawie co dziesiąty mężczyzna nie znajdzie sobie partnerki.
Zrzucając pewne normy społeczne i niszcząc instytucje małżeństwa, zostawiono na marginesie społecznym ogromną rzeszę młodych mężczyzn, którzy są sfrustrowani seksualnie. A przecież taka frustracja zawsze będzie bardzo niebezpieczna. Rzesze robotników, którzy żyli w skrajnej biedzie, zostali zmanipulowani przez marksistów i doprowadzili do rewolucji w Rosji i w Niemczech. Ich też frustracja, z tym że ekonomiczna, doprowadziła do tak skrajnej sytuacji, że gotowi byli pójść na niemal pewną śmierć, byleby tylko spróbować cokolwiek zmienić.
Tymczasem liberalno-lewicowe dzienniki zamiast, wedle swojej lewicowej wrażliwości, zająć się tą uciskaną mniejszością, atakują ich i zrównują z członkami MRA. Nie mam wątpliwości - ruchy na rzecz praw mężczyzn wadzą im. Głównie dlatego, że opierają się na merytorycznych argumentach i statystykach, a nie na mitach, błędnych przeświadczeniach i neomarksistowskiej ideologii jak feminizm. Nadarzyła się jednak okazja, by dowalić nam. Nie wierzcie w te bzdury, MRA nigdy nie była ruchem antykobiecym, nigdy frustracja seksualna nie była motywem działań aktywistów. Być może jest grupa mężczyzn, która wspiera postulaty ruchu z powodu owej frustracji, ale trzeba powiedzieć sobie wprost - w takim razie ich motywacja jest bardzo miałka i tak naprawdę nie zależy im na walce z dyskryminacją mężczyzn.
Słowo podsumowania? Walka z ruchem alt-right trwa, a ich antagoniści stosują bolszewickie metody, by wykluczyć ich z debaty publicznej. Obecnie Facebook mocno walczy z grupami prawicowymi, nowy regulamin sprawia, że praktycznie każdy może paść ofiarą represji i stracić dostęp do konta lub fan page'a. Spadł fanpage Antyfeministycznej, z kolei władze Facebooka mówią wprost - nie ma miejsca na naszym portalu dla ONR i Ruchu Narodowego. Dlatego zaczęła się wielka emigracja środowisk prawicowych na inne portale. Ja nie mam wątpliwości - jest to celowe działanie, które ma na celu wykluczenie ludzi o innych poglądach z debaty publicznej. Sprawa Aleka Minassiana będzie teraz pretekstem by zamknąć usta MRA, którzy do tej pory nie byli dyskryminowani w przestrzeni wirtualnej, z czego skwapliwie korzystali. Do czego to doprowadzi? Nie wiem. Ale trzeba być czujnym na wszelkiego rodzaju ograniczanie wolności słowa.
Komentarze
Prześlij komentarz