Tragikomiczna dulszczyzna feministek okraszona wiktoriańską pruderią
Nikt by się nie spodziewał, że obrończyniami moralności i dobrych zwyczajów będą... feministki! Dokładnie tak! W tekście, w którym obsmarowują Krzysztofa Wołodźko dały popis swojej drobnomieszczańskiej moralności rodem z komedii Gabrieli Zapolskiej "Moralność Pani Dulskiej".
Zaczęło się niewinnie i typowo feministycznie - "oskarżamy pana Krzysztofa o molestowanie, trzeba skończyć z tą wstrętną kulturą gwałtu". Z tym, że jak się okazało w tekście, problemem nie było molestowanie sensu stricte. Co więc było takie problematyczne dla autorki tekstu? Tutaj cały artykuł na ten temat.
Cóż, pan Krzysztof Wołodźko najwyraźniej przeżywa "drugą młodość", zwaną też kryzysem wieku średniego. Postanowił więc podrywać nowo poznane działaczki lewicy, które spotykał.
W maju 2017 roku, gdy mieszkałam wówczas jeszcze na stałe za granicą, przyjechałam do Krakowa na pewien festiwal myśli społecznej. Siedząc w autokarze z Wiednia pochwaliłam się tym pod zdjęciem na Facebooku, zapowiadającym zaplanowane na następny dzień wydarzenie. Chwilę po tym dostałam zaproszenie do znajomych od Krzysztofa Wołodźki – dyrektora festiwalu, a od końca 2016 roku także zastępcy redaktora naczelnego mojego ulubionego czasopisma i członka krakowskiej Spółdzielni „Ogniwo”.(...) Wracając nocnym autobusem z Krakowa, dostałam od K. Wołodźki pierwszą wiadomość prywatną na Facebooku o tym, że miło było mnie poznać. Od tamtej pory od czasu do czasu wymienialiśmy się uprzejmymi wiadomościami. Interesowało go, dlaczego planuję niedługo wrócić do Polski, a ja podzieliłam się z nim przemyśleniami po przeczytaniu jego wywiadu. Czasem jednak dostawałam też wiadomości, które były dla mnie mniej komfortowe, bo ocierały się o flirt ze strony o kilkanaście lat starszego mężczyzny.
Właściwie na tym mógłbym skończyć, bo w całym artykule nie chodzi bynajmniej o molestowanie, tylko o to, że podrywał ją brzydki facet w średnim wieku, a nie 25-letni buchający testosteronem maczo z krwi i kości. Niestety gray'owskie fantazje musiały się skonfrontować z rzeczywistością - zamiast pięknego mężczyzny był niski, owłosiony faceci po 40-tce.
"Magda tak opisuje swój kontakt z K. Wołodźką: „Początkowo chciałam z nim rozmawiać, bo pewne odzywki traktowałam po prostu jako efekt wychowania w patriarchacie, a poza tym wydawał mi się inteligentną, miłą osobą. Niestety w pewnym momencie moja cierpliwość się skończyła, a powinna była już na początku znajomości, kiedy zagaił mnie czy jestem licealistką. Gdy odpowiedziałam, że niestety nie, odparł, że dla kogo niestety, dla tego niestety. Teksty o tym, jaka jestem śliczna, ‘sexy zakolanówki’, księżniczkowanie i w ogóle. Cała atmosfera wokół niego jest creepy [ang. straszna, dziwna, odrażająca], właśnie to wypisywanie po nocach itd. Mój kontakt z nim urwał się, gdy dodałam na instagram zdjęcie z klubu z rozpiętą koszulą, a on mi napisał w środku nocy „o rety, a myślałem, że jesteś taka grzeczna…’”."
"No toż to skandal proszę pana!!! Jak śmie pan w ogóle pisać mi takie rzeczy! Nie przystoi tak do damy!" Serio, uznałbym to za tandetną kokieterię gdyby nie fakt, że pisze to feministka. Neopurytanizm w wykonaniu feministek jest równie żałosny, co wiktoriańskie obyczaje m.in. zakazujące kobietom siadania mężczyźnie na kolanach w miejscu publicznym. Pruderyjność tych kobiet jest groteskowa biorąc pod uwagę fakt, że ta Magda sama dodała na instagrama zdjęcie w rozpiętej koszuli.
"Kontaktowanie się po zaledwie zalajkowaniu artykułu, usilne dopominanie się kontaktu mimo braku odpowiedzi na wcześniejsze wiadomości. Zaczepki w postaci uśmieszków wysyłanych w nocy, w końcu – wiadomości o jednoznacznie seksualnej treści. Wszystko to stawiało każdą z nas w bardzo niekomfortowej sytuacji. Zwłaszcza, że wiadomości te pochodziły od mężczyzny znacznie starszego od każdej z nas. Ja mam obecnie 27 lat, większość pozostałych dziewczyn jest młodsza. Krzysztof Wołodźko ma ponad 40 lat."
I znowu wyszła z tej kobiety dulszczyzna. Problemem nie jest to, że Krzysztof Wołodźko pisał takie rzeczy. Problemem jest to, że pisał je mając PONAD 40 LAT!!! Na fanpage'u ludzie lewicy dość słusznie wypominali tym feministkom zwykły ageizm (gwoli wyjaśnienia - dyskryminacja ze względu na starszy wiek). Te zarzuty autorek i przykłady "molestowania" są tak kuriozalne, że właściwie branie ich na serio jedynie ośmiesza całą walkę z seksualnymi nadużyciami. Zwłaszcza, że jedyne co trzeba było zrobić, to znaleźć na Facebooku lub Instagramie przycisk "blokuj" i po problemie. Ale wtedy nie było tego "demaskatorskiego" artykułu.
Oprócz wspominanej dulszczyzny mamy tu przykład zwykłej, dziecięcej histerii. Komentujący na fanpage'u słusznie zarzucali tym feministkom, że zachowują się jak 12-latki, a ich problemy powagą dorównują listom pisanymi do Bravo Girl. Z tym, że jak piszę jedna z komentujących po tych nagabywaniach ze strony Krzysztofa Wołodźko autorki wcale nie zawiesiły współpracy, ale kontynuowały znajomość czerpiąc z niej korzyści, dopiero potem terroryzując go, że jak publicznie nie przeprosi to go obsmarują w mediach. Zwyczajnie w świecie zachowały się jak hipokrytki.
Dlaczego ta dulszczyzna jest tragikomiczna? Komiczna dlatego, że po prostu obnaża, że w tej całej walce z molestowaniem nie chodzi o sam akt molestowania, tylko o osobę, która molestuje. Jeśli jest to 40-letni kurduplasty facet z owłosionymi plecami i piwnym brzuszkiem, to jest to molestowanie i przemoc wobec kobiet. Jeśli zaś przystojny, wysoki barman lub instruktor pilatesu, to jest to podryw i korzystanie z dobrodziejstw rewolucji seksualnej. Zupełnie jak w komiksie Chaty Wuja Freda.
Dlaczego tragiczna? Tragiczna dla nas wszystkich, bo efekty tego neopurytanizmu już widzimy. Netflix wprowadził u siebie zasadę, że dwoje pracowników nie może patrzeć na siebie dłużej niż 5 sekund i nie może wymieniać się numerami telefonów. Z kolei innym efektem tego neopurytanizmu jest walka z grid girls, które zostały wycofane z zawodów Formuły 1. Nikt nie pytał tych dziewcząt, czy chcą stracić pracę. Dla mnie to jest kuriozum - walczymy o prawa kobiet zabierając kobietom pracę. Czyż nie przypomina to XIX wieku? Wówczas uważano, że kobiety nie powinny pracować, tylko siedzieć w domu z dziećmi. A z kolei odsłonięte łydki miały wodzić na pokuszenie mężczyzn. Dokładnie teraz wracamy do tych czasów, a wszystko pod płaszczykiem rzekomej walki o prawa kobiet i przeciwko przemocy seksualnej. Ultra-konserwatyści i wszelkiej maści purytańscy obrońcy moralności powinni zacierać rączki.
Komentarze
Prześlij komentarz